Oszczędność ta emocjonalna pozwoliła mi uzewnętrznić pełnię swoich odczuć zarówno werbalnie jak i ruchowo w godzinę później, kiedy to naładowana już latareczka w sposób niezmiernie widowiskowy zmniejszyła zużycie energii w moim gospodarstwie domowym dokładnie o sto procent wybijając korki zwane przez wykształciuchów bezpiecznikami.
poniedziałek, 15 lutego 2010
A diabłu ogarek
Kupiłem sobie latarkę. Dziewięć dziewięćdziesiąt dziewięć czy tak jakoś. Dwie i pół godziny pracy minus gorący kubek i czerstwa bułka. W krajach Trzeciego Świata pewnie pracowałbym na takie cudo tydzień, a w III RP proszę, mam od razu. Mowa rzecz jasna o latarce, nie o czerstwej bułce.
Nie można narzekać. Państwo nasze, niczym Lenin, daje każdemu według jego potrzeb i na miarę SWOICH możliwości. W tem konkretnem przypadku ktoś uznał, że samo posiadanie latarki zaspokaja wszelkie moje aspiracje (say what?!) niezależnie od stanu ogólnego wyżej wymienionej. Stan ten jednak, że zacytuję mojego kuzyna po urodzinach, była to absolutna Oklahoma…
Latarka wprawdzie przyszła ekspresowo pocztą, przy czym sformułowanie przyszła jest nie całkiem na miejscu, gdyż martwi (poza filmami George'a A. Romero) nie chodzą, ale za to (?) is dead była nieodwołalnie. Można powiedzieć zalana w trupa. Rozlana, jeśli mam być drobiazgowy.
Z zasady jestem człowiekiem otwartym na słabości innych, pełnym empatii, wzajemnego zrozumienia oraz ducha Genewy, cokolwiek to znaczy, ale jednak nieświecąca latarka jakby trochę nie zadowala mnię. Słowo zadowala należy przy tym rozumieć, że tak powiem konserwatywnie. Nie ukontentowuje. Hmm…
Pragnąc prawdy i pojednania, żeby nie powiedzieć wręcz, że prawa i sprawiedliwości włożyłem ową latarkę, nie, nie tam gdzie według mnie powinien sobie ją włożyć sprzedający, normalnie - do pudełka i odesłałem. Po kilku dniach dostałem maila z serwisu wiadomego z informacją, iż osobnik od którego towar nabyłem prosi o zwrot prowizji z powodu uszkodzenia sprzętu z winy poczty. Zero latarki, zero kasy (9,99 jest to dla portiera suma mogąca zaważyć na jego życiu) i jeszcze ten mail. Akumulatorek rozlała poczta. Jaka poczta? Chyba chińska, ale jeśli nawet, to sądząc po wieku towaru nie można mieć pewności, że sprawcy nadal żyją!
Nie omieszkałem oczywiście podzielić się swoimi przemyśleniami z szanownym kontrahentem, na co on po godzinie odpowiedział raczej nerwowo odnosząc się przy tym do poziomu mojego wykształcenia (jakby było się do czego odnosić!) oraz IQ (patrz: wykształcenie). W tej sytuacji uznałem, że dalszej eskalacji konfliktu należy uniknąć i pozostaje mi zostać sam na sam ze swoją (proszę wybaczyć) czarną dziurą budżetową na kwotę już znaną.
Jakież było moje zdziwienie (bleee… jakie to ograne) gdy po tygodniu odebrałem paczkę z kolejną latarką. Nauczony doświadczeniem nie okazałem zdenerwowania stwierdzając, że nie świeci. Byłem na to psychicznie przygotowany. Mniej więcej jak Generał na Okrągły Stół. W 1981.
Oszczędność ta emocjonalna pozwoliła mi uzewnętrznić pełnię swoich odczuć zarówno werbalnie jak i ruchowo w godzinę później, kiedy to naładowana już latareczka w sposób niezmiernie widowiskowy zmniejszyła zużycie energii w moim gospodarstwie domowym dokładnie o sto procent wybijając korki zwane przez wykształciuchów bezpiecznikami.
Oszczędność ta emocjonalna pozwoliła mi uzewnętrznić pełnię swoich odczuć zarówno werbalnie jak i ruchowo w godzinę później, kiedy to naładowana już latareczka w sposób niezmiernie widowiskowy zmniejszyła zużycie energii w moim gospodarstwie domowym dokładnie o sto procent wybijając korki zwane przez wykształciuchów bezpiecznikami.
Prowizję w kwocie 0,50 PLN zwrócono.
Współpraca chińskich wytwórców z polskimi handlarzami rozwija się nadal.
Ciemność widzę.
Ciemność.
Dobranoc.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.
przedni styl, bardzo mi sie podoba, a latarka? No cóż było do przewidzenia. Ale pióro doskonałe, zazdraszczam!:)
OdpowiedzUsuńTo nie pióro, to klawiatura. Oryginalny Dell (prosto z ChRL):))). A tak poważnie to bardzo dziękuję. Nie ma czego zazdraszczać :) jak się samemu ma talent z górnej półki.
OdpowiedzUsuńNo wczoraj to się z tą latarką ubawiłam setnie, tak się gładko czytało i koncept przedni i jeszcze te dygresje i wtrynty, urzeczona tekstem pozostaję. Jestem pod wrażeniem, jak po Telepatingu eumenidy:)kunegunda
OdpowiedzUsuńMożesz mi wyjasnić, dlaczego latarka wywaliła Ci korki, zwane bezpiecznikami? Tylko ulituj się nade mną, bo dla mnie prąd jest takim samym cudem, jak ogień dla człowieka pierwotnego (aczkolwiek za żadne skarby świata publicznie się do tego nie przyznam. ;-))
OdpowiedzUsuńLatarka owa co się zowie ma akumulator w swojej głowie. Charakter jego inny w tym, że gdy go włączysz - z korków dym!:))
OdpowiedzUsuńI to jeszcze wierszokleta:)lunegunda
OdpowiedzUsuńChoć czasem gdy się jest portierem to IQ bywa równe z zerem lecz dni są takie (lub godziny) kiedy się wzbija na wyżyny! ;)
OdpowiedzUsuńObśmiałam się przy sobocie. Ale dziury w budżecie nia zazdroszczę, jedynie poczucia chumoru.
OdpowiedzUsuńTakie na portierni czasy: zwykła dycha - kupa kasy ;)
OdpowiedzUsuń