Jestem Ślązakiem. Mieszkam w Polsce.
Nigdy nie dzieliłem ludzi na Hanysów i Goroli (w uproszczeniu: tubylców i przyjezdnych), nigdy nie zastanawiałem się, którzy z nich mają i czy mają w ogóle większe prawo do czegokolwiek. Oceniam świat, jako pewien stan istniejący plus konkretnych ludzi w nim. I jedno i drugie można chcieć zmieniać i poprawiać, ale zawsze zacząć należy od akceptacji sytuacji już zastanej, bo inaczej jest się zwykłym wywrotowcem.
Patrząc na swoją przeszłość znajduję w niej wszystkie odcienie swojego regionu. Urodziłem się i mieszkam od dziesięcioleci w Katowicach, mój ojciec był Ślązakiem z dziada pradziada, mama pochodzi z centralnej Polski. W domu mówiło się językiem potocznym, ale bez gwary, a drugiej strony w kontaktach z dalszą rodziną zawsze ta gwara się pojawiała. Mój dziadek był polskim kolejarzem, który w czasie wojny w obawie o los swojej rodziny podpisał niemiecką volkslistę. Ojciec był w wojsku wartownikiem przed rezydencją tow. Gomułki, a w 1980 roku został członkiem Solidarności. Mama należała do ZSMP…
Od Sasa do Lasa.
Mógłbym tak długo.
Nikt nie wie wszystkiego. Nikt nie jest w stanie wszystkiego zrozumieć, wszystkiego się nauczyć, poznać odpowiedzi na wszystkie pytania i zagwarantować sobie dożywotniej nieomylności. Naszą miarą, jako ludzi i obywateli jest to tylko na ile próbujemy się stać lepszymi, na ile podnieśliśmy swoją „wartość” w stosunku do punktu wyjścia. Całe życie uczymy się życia. Nie tylko formułek i wykresów, ale i uczciwości, sprawiedliwości, miłości, rozsądku, smutku, tęsknoty, złości i żalu. To bardzo trudna, żmudna i nie zawsze skuteczna nauka.
Jedną z podstawowych jej zasad jest odpowiedzialność. Odpowiedzialność za siebie i swoje czyny, ale także odpowiedzialność za swoje otoczenie w tym szczególnie za jego własny… brak odpowiedzialności.
Jestem Ślązakiem. Mieszkam w Polsce.
Pisałem już kiedyś o śląskim nacjonalizmie (
link), który pod płaszczykiem troski o tradycję i kulturę głosi półgębkiem tezy, jeśli nie nawet o „polskich okupantach” (zdarzało się na niejednym forum) to bardzo często o „przybyszach z Polski” a co najmniej o „Śląsku i Polsce”, jako o dwóch organizmach.
Tego się oczywiście nie mówi wprost. To jest głębiej. Trzeba poszukać, poczytać, włożyć w to trochę czasu. Ale że jest, nikt nie zaprzeczy. I czasem jest w tym niechęć przy której skinheadzi na paradzie gejów to kółko różańcowe.
Takiego „patriotyzmu regionalnego” się boję. Nie, nie boję się ludzi, dla których mówienie lub godanie określa wartość człowieka niezależnie od tego CO mówi albo CO godo. Boję się tego rodzaju podejścia do samookreślenia. Podejścia, które ma historyczne konotacje tak złe, że nawet nie warte wspomnienia.
Nie życzę sobie zatem nazywania mnie „przybyszem” na ziemi, na której się urodziłem. Nie życzę sobie nazywania mnie Polaczkiem, ani dzielenia np. miejsca urodzenia moich rodziców na Śląsk i Polskę zamiast (jeśli już) na konkretne regiony.
Jestem Ślązakiem. Mieszkam w Polsce.
Jestem Polakiem. Mieszkam na Śląsku.
Jestem człowiekiem. Tak jak Ty.
-------------------------------------------------
Kliknij środkowym przyciskiem myszy
aby otworzyć obrazek w nowej karcie przeglądarki
Jestem Polką. Mieszkam w Polsce. Na wybrzeżu. Nie dzielę ludzi na Ślązaków, Kaszubów i Pyrów, Warszawiaków, tylko na mądrych i głupich. Na Śląsku mam wielu znajomych, którym nacjonalizm jest obcy. Wiem tez ze nie wszyscy podzielają taki sposób pojmowania świata.
OdpowiedzUsuńKiedyś, rozmawiałam ze znajoma w tramwaju. Wysiadłyśmy a za nami młody chłopak, Ślązak. Zbluzgał nas niemiłosiernie, ze śmiałyśmy przyjechać na "jego" Śląsk. Niewiele z tego rozumiałam, ale koleżanka odpowiedziała mu gwarą. Zmył się z rozdziawiona paszcza;D
Po pierwsze: racja. Liczba takich pożal się Boże śląskich szowinistów na szczęscie nie jest oszałamiająca. Po drugie: racja. Przed chamstwem nie należy ustępować. A po trzecie... Mimo wszystko czasem jest mi wstyd za niektórych współziomków. Miałem to na przykład gdy leżałem w szpitalu w Sosnowcu (A niech ktoś odważny powie przy Hanysie słowo Sosnowiec!) i spotkałem się z najlepszą i najbardziej fachową opieką lekarsko pielęgniarską w calutkim życiu.
OdpowiedzUsuńDłuższa historia.
Pozdrawiam
O co chodzi z tym Sosnowcem i Hanysami? Oświećcie mnie Dobrodzieju.
OdpowiedzUsuńMam rodzinę na Śląsku i to najlepsza część mojej rodziny, pod każdym względem. Pracowici i bardzo dobrzy ludzie. Mam niepodważalne dowody, że taki stan rzeczy nie wynika ze szlachetności genów mojego rodu.;)
1. Wydzielić Śląsk z granic Polski. Polska, to tolerancyjny kraj, w którym szanuje się zdanie obywateli. Zatem jeśli taka jest ich wola - proszę bardzo: droga wolna.
OdpowiedzUsuń2. Przenieść stolicę z powrotem do Krakowa - zgodnie z trendem, jaki można ostatnio zaobserwować, względnie do jakiegokolwiek innego miasta Polski. Warszawa odetchnie od awantur, stoczniowców, solidarnościowców, górników, pielęgniarek, itp. To my będziemy jeździć na wycieczki i demolować wam miasto.
3. Reklamacji po wprowadzeniu w życie punktów 1 i 2 nie uwzględnia się.
@Akemi:
OdpowiedzUsuńWaćpani pytasz - dobrodziej odpowiada :)
Uff... Trudne to będzie zadanie...
Więc tak. Jest takie powiedzonko, że najgorsze dla Ślązaka są chleb z giganta i baba z Sosnowca.
Z chlebem to raczej oczywiste, gigant to inaczej duża "przemysłowa" piekarnia w domyśle z gorszymi produktami niż te z piekarni tradycyjnych. A baba z Sosnowca... No cóż. Sosnowiec to symboliczne, ale najmocniejsze w powszechnym (?) odczuciu ucieleśnienie "gorolyi" czyli krainy Goroli (Nieślązaków) czasem zwanej też Altrajchem (z niem. Alte Reich). Słynna dawna granica na Brynicy i inne takie przesądy. Dowcipy o tym jak to ktoś kupuje w piekarni "dwie żymły i jedna bułka, bo ciotka z Altrajchu przyjeżdżajom" (Żymła i bułka to to samo) i tak dalej i tak dalej.
Generalnie dla "prawdziwego" Ślązaka od Sosnowca gorsze są tylko Kielce z przyległościami. ;)
----------------------------------------------
@Kasiek:
Radykał z Ciebie. ;)Problem w tym, że ci co krzyczą o autonomii są mniejszością, a większość, w tym niżej podpisany zadowolona jest ze stanu obecnego.
Wiesz, Ty narzekasz, że Ci górnicy ryczą pod oknami albo palą opony zamiast wziąć się do roboty, a oni na Ciebie (upraszczam oczywiście), że żyjesz na ich koszt.
Jedno i drugie podejście jest złe, bo stawia mury zamiast budować mosty. Tym niemniej proszę zapisać, że jeśli warunki tego wymagają niżej podpisany nie widzi niczego złego w tym, że część jego pracy wzbogaca inne regiony ponieważ był, jest i do ostatniego swego tchnienia będzie polskim patriotą. Amen! ;)
Tak, Portierze, zdaję sobie sprawę, że krowa, która dużo ryczy mało mleka daje. Zgadzam się z Tobą, że lepiej budować mosty niż mury - niby też na "eM", a jaka różnica. Tylko te wszystkie rozwrzeszczane "krowy", pielęgnujące niepotrzebne podziały nie biorą też zdaje się pod uwagę, że Śląsk się sam nie wyżywi - mówiąc obrazowo. I tak, jak kiedyś cała Polska wpłacała na odbudowę Warszawy - stolicy państwa, tak były również czasy, kiedy to na górniczy Śląsk rzeką płynęły pieniądze podatników. Piszesz, że mam radykalne pomysły - mam i naprawdę postuluję to wykonać w ramach eksperymentu na światową skalę, ale bez możliwości powrotu do stanu pierwotnego. Postawię pieniądze, że co poniektórzy szybko zatęskniliby za obecnym stanem rzeczy.
OdpowiedzUsuńBo nie ma co pielęgnować i podkreślać różnic między nami, tylko - jak to ktoś kiedyś napisał na stronie Demotywatory.pl: zamiast marudzić i narzekać uczyńmy Polskę taką, żeby nam jej wszyscy zazdrościli!
Howgh.
Zgoda buduje, bo Polska jest najważniejsza ;))
OdpowiedzUsuńA tak serio. To wszystko zaczyna się od zwykłych ludzi i od tego czy są w stanie być wobec siebie szczerzy, uczciwi, wiarygodni itd. bez stawiania sobie warunków.
Trudne jak cholera, ale ile radości daje!
Podpisuję się pod apelem antynacjonalistycznym obiema rękami. Będąc dzieckiem jeździłam na kolonie letnie ze Ślązakami. Początkowo nie rozumiałam ich mowy a po tygodniu godałam jak oni. Wczasach studenckich też stykałam się z nimi i z tego okresu na zawsze zostało mi powiedzenie "gro i bucy".
OdpowiedzUsuń@ anna s.: Mosz recht, ino łobejrz, że tu trocha ni o samo godka idzie, a ło to co sie mo w sercu i na jynzyku. Jak wto godo, że je dobry Hanys, a Poloków nie umie sczimać, bo som takie abo inne to nie jes żodyn Hanys ino zakuty łeb, pra?
OdpowiedzUsuń:))
Pra!!! Strasznie mi sie to pisanie podoba, ja nie umiem tak. Zrozumiałam, że chodzi o coś więcej ale nie zawadzi jak mi to łopatologicznie wyjaśniłeś. Te spotkania ze Ślązakami nauczyły mnie, że bariery językowe są do pokonania a w takim razie inne też, jeśli się ma otwartą głowę i serce a nie przytoczony przez Gospodarza zakuty łeb.
OdpowiedzUsuńJa też nie umiem. Od urodzenia mieszkam w Katowicach, mam za sobą parę lat pracy w kopalni, a mówię bez akcentu. I dobrze mi z tym.
OdpowiedzUsuń