Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


środa, 9 grudnia 2009

Łowca dusz

Kiedyś w przypływie dobrego samopoczucia i erupcji ego wydumałem sobie, że oto zrozumiałem najważniejszą prawdę w życiu. Ba! Że ją wręcz stworzyłem. Sam!
Tak, wiem. Toto ma swoją nazwę medyczną i podobno nawet jest uleczalne, ale bez obaw. Interwencja serwisu nie jest konieczna. Moja prawda (była taką, dopóki nie przeczytałem tej samej myśli w wywiadzie z genialną Ireną Kwiatkowską) głosiła, że wypatrując w życiu marzeń i dalekosiężnych celów przegapiamy sprawy tylko trochę lub tylko krótko niezwykłe albo też nie uznajemy ich za warte zapamiętania. Takie to proste, a takie ważne.

Zbyt wiele oczekiwać od życia, to nie zawsze znaczy oczekiwać niemożliwego. To znaczy czasem tylko: nie cieszyć się pół i ćwierć spełnieniem marzeń.
Idę sobie późnym wieczorem z najpiękniejszą dziewczyną na Ziemi. Mogę ją przytulić, pocałować, powiedzieć jaka jest dla mnie ważna. Ale ja jestem zły. Zresztą tam zły. Nie w sosie raczej. Myślę o tym, dlaczego nie możemy (niestety) być razem na zawsze, dlaczego ten wieczór się kończy, dlaczego… A chwila przemija, znika, marnieje w oczach. I już nic. Pustka. Wspomnienie. Tęsknota.
Gdzie radość z tego, co było, co się udało, czego nikt nie zdążył nam zepsuć?
Nie ma. Jak cieszyć się znalezieniem dychy, gdy zgubiło się stówkę zapyta ktoś. Można i tak.
Mimo wszystko ta „dycha” to też coś, kiedy chwilę wcześniej nie miało się złamanego grosza.

Do tej mądrej (i wcale nie szkoda, że nie mojej) teorii dołożyłem później jeszcze drugą myśl, uzupełniającą poniekąd, choć w sporej części będącą stwierdzeniem niezależnym. Nasze życie, nasza wartość, a może dokładniej – wartość naszego człowieczeństwa, to nie tyle sukcesy w pracy czy złote karty kredytowe, to nawet nie do końca dom i rodzina, ale po prostu CZŁOWIEK. Każdy człowiek wśród tysięcy tych, których spotykamy od narodzin aż do śmierci na swojej drodze.

Kochamy ich, nienawidzimy, traktujemy obojętnie, omijamy z daleka lub robimy wszystko by móc być z nimi jak najdłużej. Z przymrużeniem oka porównując przypomina to grę w „węża” znaną z telefonu komórkowego. Wzbogacamy się każdym napotkanym bytem, a im bardziej jesteśmy duchowo rozwinięci, tym trudniejsze wyzwania jesteśmy w stanie podejmować ucząc się nawet od tych (z pozoru) prostszych od nas czy wręcz nam wrogich. Tym tylko różnimy się od wirtualnego węża, że cały czas biorąc – dajemy, a dając, możemy otrzymywać. O ile wykażemy się minimum zaangażowania, rzecz jasna.

Różna bywa ta nasza duchowa percepcja. Różne stawiamy przed nią zadania. Jedno jest niezaprzeczalne. Zmieniając punkty orientacyjne naszego życia z kolejnych RZECZY I SPRAW na LUDZI, być może nawet czasem tego nie dostrzegając będziemy się wzbogacać i rozwijać. A co najwazniejsze dana nam będzie jakże twórcza szansa, by móc się im wszystkim odwzajemnić.

3 komentarze:

  1. Odniosę się do tych twoich słów z tego wpisu: „Nasze życie, nasza wartość, a może dokładniej – wartość naszego człowieczeństwa, to nie tyle sukcesy w pracy czy złote karty kredytowe, to nawet nie do końca dom i rodzina, ale po prostu CZŁOWIEK. Każdy człowiek wśród tysięcy tych, których spotykamy od narodzin aż do śmierci na swojej drodze.”

    Znowu dotykasz tematu, który i mnie interesuje i to od czasu, gdy ukończyłam dwanaście lat. Wtedy to życie okrutnie mnie sponiewierało rękami takich jak ja wówczas, małych istot. Z jednej strony dokopało mi, z drugiej sprawiło, że zrozumiałam tak bardzo wiele w tak krótkim czasie, bo tylko w ciągu jednego roku szkolnego. Ale to nie ważne! Ważne jest to, że od tamtego czasu paradoksalnie lubię ludzi jeszcze bardziej, podziwiam ich geniusz, którego - jak słusznie zauważyłeś – posiadaczem jest każdy z nas. W mniejszym lub większym stopniu, ale każdy, bez wyjątku, chociaż nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, nie każdy potrafi ze swojego geniuszu zrobić dobry użytek. To prawda, że od wszystkich ludzi możemy się czegoś nauczyć, także od wrogów. Od tamtego czasu wiem, że to co człowieka nie zabije, wzmocni go. Jest tylko jeden warunek – nie wolno przechodzić obojętnie obok doświadczeń, bez czerpania z nich nauki i wyciągania właściwych wniosków.

    Zamknęłam się w sobie! Stałam się ostrożna, przewidująca, stałam się obserwatorem ludzkich zachowań. Z radosnego dziecka przemieniłam się w dorosłą osobę. Małe potworki ukradły mój uśmiech, moje dzieciństwo. Droga „krzyżowa” dziecka, której autorami były inne dzieci. Nikt mnie nie przekona, że dzieci nie potrafią być okrutne, albo, że nie kłamią. To mit! Dzieci, to geniusze kłamstwa, manipulacji i bezwzględnego okrucieństwa. Znacznie później zrozumiałam, że dzieje się tak dlatego, bo dzieci nie są w stanie dostrzec granic. Przekraczają je jakby bezwiednie, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa takiego działania. Nie ogranicza też ich strach, bo nie znają skutków swojego postępowania, nie mogą ich sobie nawet wyobrazić. Mimo iż w tamtych wydarzeniach, ja byłam ofiarą, to jednak na dalszą metę stałam się zwycięzcą.

    Ukradziono mi moje dzieciństwo, to fakt, ale w zamian otrzymałam coś znacznie bardziej cennego i trwałego. Dzięki tym małym ludzikom, w przenośni i dosłownie, poznałam wartość drugiego człowieka i chwil, z których składa się życie. Nauczyłam się cenić każdą z nich z osobna, zarówno te ujemne, jak i te dodatnie i być wdzięczną za możność ich dostrzegania, przeżywania i cieszenia się nimi. Poznałam siebie i zrozumiałam moich oprawców i wybaczyłam im z całego serca, wybaczyłam też sobie moją niegdyś nienawiść do nich. Zamiast urazy, chowam w nim raczej wdzięczność za tamte doświadczenia, które były niejako kolejnym życia szlifem na diamencie, jakim w tym konkretnym przypadku była moja osoba. Uważam, że każdy człowiek, to lepiej lub gorzej oszlifowany diament.

    Wartość człowieczeństwa, o którym piszesz, moim zdaniem, jest sumą raczej bolesnych doświadczeń każdego człowieka z osobna i efektem wyciągniętych z nich wniosków koniecznie podkreślonym wybaczeniem, potrzebnym bardziej dla własnego niż innych dobra. To w rezultacie staje się plusem dla wszystkich, uczy być właśnie człowiekiem nie pozbawionym ludzkich uczuć. Może to zabrzmi dziwnie, ale myślę, że to właśnie zło napotykane przez nas na co dzień i przeciwstawianie się mu, staje się naszym wychowawcą w tym względzie. Jedni mu ulegają, bo tak jest łatwiej, inni zwalczają je dobrem, bo tak jest może trudniej, ale za to bardziej uszlachetnia człowieka, podnosi jego wartość.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne by w żadnym momencie życia nie wmawiać sobie "już wiem", "już zrozumiałem". Nigdy nie wiemy i nigdy nie rozumiemy do końca. Możemy poznać sto odcieni jakiegoś koloru, ale zawsze będzie to tylko jeden kolor, czasem kilka, kilkanaście. Całości prawd, zasad, skutków nigdy nie pojmiemy. Ale między innymi dlatego życie bywa tak fascynujace. Każdy wybiera inny szlak i poznaje inne prawdy.

      Usuń
    2. Masz rację. Tylko głupcy twierdzą, że wszystko wiedzą. Pozdrawiam.

      Teraz odezwę się dopiero za kilka dni.
      do zobaczenia więc pod koniec tygodnia.

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.