Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


poniedziałek, 1 marca 2010

Fryzjer na prezydenta!

Odwiedzając dzisiejszym rankiem mój „dzielnicowy” zakład fryzjerski zostałem poproszony o złożenie podpisu pod petycją w sprawie remontu ulicy, przy której się znajduje. Raczej niecodzienna sytuacja. Dziewiąta rano, na stoliku dokument z około pięćdziesięcioma podpisami, a każdy klient zachęcany jest do lektury i poparcia. Taki mały komitet obywatelski w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Na dodatek wszystko tak nie po polsku zorganizowane, zgrane i zaangażowane, że aż dziw bierze.

Przysłuchiwałem się dyskusji pomiędzy właścicielką zakładu, a kolejnymi klientkami i z każdą minutą uświadamiałem sobie jak blisko jesteśmy Polski, którą każdy bez ironii czy żalu nazywałby swoją. Powie ktoś, że to nie sztuka zredagować roszczeniowe pisemko i zbierać podpisy. No nie wiem. Redagowałem, zbierałem, mam spore doświadczenie. Lekkie to to nie jest na pewno. Zresztą zbieranie podpisów to jedno, a pomysł, impuls, chęć działania i zdolności organizacyjne to coś zupełnie innego.

To takie drobiazgi oczywiście i gdzie tam temu do wielkiej polityki, ale jednak coś w tym jest. Remont nawierzchni ulicy. Hmm… Zapytałbym: gdzie są radni, gdzie Urząd Miasta, gdzie jeszcze paru innych? Dlaczego oni nie widzą, a obywatel ma im przypominać? Dlaczego tyle obiecują wszystkim nasi „ktosie” zanim ich wybierzemy, a tak łatwo zapominają, gdy już mają swój wytęskniony stołek? I po co ludziom takim jak Ty czy ja konkursy na logo regionu czy hasło do czegoś tam z jakiejś tam okazji, skoro wieczorami w niektórych dzielnicach jest jak w średniowieczu? Czy TO nie jest ważniejsze? Czy ta sprawna latarnia na Twojej lub mojej ulicy nie jest większą polityką niż festyn czy wydanie folderu reklamowego? Pytania są retoryczne, wiem.

Jakieś trzy - cztery lata temu czekałem na przystanku na poranny autobus i daremnie szukałem numeru telefonu albo adresu mailowego do lokalnego przewoźnika, aby móc poinformować go o doszczętnie zniszczonej wiacie i parocentymetrowej warstwie szkła wokół. Gdy wreszcie znalazłem numer do infolinii pan po drugiej stronie oznajmił mi z flegmą godną najlepszych wzorów, że on tu jest od rozkładów jazdy i nie zajmuje się „jakimiś” zniszczeniami. Mogę sobie zadzwonić na warsztat, ale nie teraz, bo jeszcze nikogo nie ma…
Bo przecież, co go to obchodzi? On ma podać godzinę odjazdu, prawda?
A po nas choćby potop.

Czy to tylko z przystankami tak jest? Chyba nie…

Dziwna ta polityka duża, mała i zupełnie malutka. Rzadko spotyka się kogoś, kto rozumie, że prawdziwym sukcesem jest sympatia do działacza (pracodawcy, kontrahenta, urzędnika) uzyskana jako część sympatii i szacunku do państwa (regionu, miasta, firmy) i dopiero one razem tworzą coś, co pozostaje i procentuje po skończonej kadencji.
Nieważne, na jakim szczeblu.

5 komentarzy:

  1. Zdrowie stracisz na tej walce, ja już się coraz rzadziej miotam i ciskam, ot czasem jakaś zjadliwa uwaga przez telefon, ale już nie pisuję reklamacji i odwołań, bo mam za sobą kilometry maili, listów i się urobiłam,a efekty sporadycznie tylko:).kunegunda

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam za sobą kilometry maili i kilogramy odwołań, ale że nie chwaląc się, jakieś osiemdziesiąt procent z nich wygrałem, nie odpuszczę. Tutaj nie chodzi przecież o zrzędzenie, drobiazgowość, czepianie się, rzecz w tym, aby (jak w scenie z hamburgerem w "Upadku" z Michaelem Douglasem) wszystko było plus minus takie jak nam obiecano, że będzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. no to my mieliśmy iść na prezydenta i premiera, chcesz mnie wyrolować:)?kunegunda

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko bez PO-PISów proszę ;)))) Spoko. Stanowisko jest zaklepane tak jak mówiłem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uf, bo się obawiałam,że mnie ta fryzjerka już wyślizgała z fotela. No to co jakąś partie trzeba umiarkowaną,a sprawiedliwą, praworządną zakładać, co posprząta po innych:)?kunegunda

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.