poniedziałek, 8 marca 2010
I Ty zostaniesz Indianinem...
Polska to dziki kraj – usłyszeliśmy niedawno z ust Mirosława Drzewieckiego.
I rozpętała się burza.
Wszelakie autorytety bądź osoby za takie się uważające jęły z niebywałym wręcz zaangażowaniem odsądzać byłego ministra od czci i wiary jak gdyby żaden z nich nigdy podobnych sformułowań nie słyszał lub może nawet samemu nie wypowiedział. Nie zauważyłem niestety nikogo, kto miałby odwagę cywilną (tak!) oderwania tej rzekomo szokującej i obraźliwej wypowiedzi od osoby, która ją wygłosiła i wszelkich z nią związanych słusznych bądź niesłusznych skojarzeń. Kto wie, czy wtedy nie okazało by się, że i sam oceniający mógłby się pod nią podpisać.
Nie sądzę, abyśmy mieli w Polsce polityków czy dziennikarzy, którzy zdolni byliby uwierzyć, że słowa min. Drzewieckiego odnoszą się do naszej ojczyzny, mazurków Szopena, wierzb płaczących i symboli wszelakich, a nie do LUDZI i SYTUACJI jakie oni stworzyli lub tworzą „robiąc politykę” czy cokolwiek innego. Zresztą zostawmy pana ministra, nie o niego tu chodzi, a o samą tak bulwersującą „dzikość” III RP jaką podobno sobie wydumał.
Po pierwsze należałoby zadać sobie nieodzowne w takiej sytuacji pytanie, czym jest ta dzikość, jak ją rozumiemy w odniesieniu do funkcjonowania państwa? Dzikość owa to najkrócej ujmując brak zasad albo ich oderwanie od realiów, dzikość to także nieopłacalność czy lekceważenie szeroko rozumianej legalności (przejrzystości, jakby zapewne powiedziała pani Julia Pitera) i funkcjonowanie wszystkiego, co nazywamy codziennością na zasadach bardziej walki i sprytu niż współpracy, dialogu i wyścigu jakości. Czy według takiej definicji…
No cóż… Może to tylko kwestia nazewnictwa.
Kiedy byłem małym chłopcem, jak każdy mały chłopiec lubiłem bawić się żołnierzykami, za moich czasów już nie ołowianymi na szczęście. Miałem ich prawie dwie setki, a do tego jeszcze czołgi, samoloty, samochody i co tylko. Gdy przygotowywałem kolejną „dywanową” wojnę dzieliłem swoich żołnierzy na dwie równe grupy. Pierwsza składała się z jednolicie umundurowanych i doskonale uzbrojonych wojaków na samochodach otoczonych osłoną czołgów, a druga z Indian, kowbojów, rycerzy i tym podobnych szarż na koniach i ewentualnie jednej czy dwóch ciężarówkach. Drugą grupę przydzielałem swojemu tacie, a pierwszą oczywiście sobie. „Wojna” polegała w takim układzie na czymś w rodzaju zbiorowej egzekucji, którą „moi ludzie” urządzali przeciwnikom łamiąc ich szeregi druzgoczącym atakiem czołgów.
Ponieważ grupy były jak wspomniałem równe pod względem ilości, wszystko było sprawiedliwe. Pardon, „sprawiedliwe”. Dlaczego o tym opowiadam?
Ano dlatego, że dzikość owa domniemana polega czasem na takim samym tricku. Równych szansach. Ktoś komuś broni iść na studia? Założyć firmę? Skończyć kurs? Nie, skądże, nikt!
Nie masz tego – jesteś kiep. Rowy kop albo coś. Albo coś.
Tak jak gdyby stuprocentowe wyższe wykształcenie na przykład zdjąć miało ze społeczeństwa ciężar (?) istnienia żeby daleko nie szukać portierów. Portierów, sprzątaczek, czyścicieli kanalizacji, kopaczy rowów, pomocników, tragarzy, ochroniarzy i ogrodników, a może jeszcze parudziesięciu innych profesji. Jak gdyby każdy bez wyjątku mógł czy musiał zostać na przykład Billem Gatesem.
Obłuda.
Jest cała armia ludzi, których wykształcenie, możliwości intelektualne, finansowe, zdrowotne, rodzinne i inne na zawsze ulokowały w niższych sferach i nie ma na to rady. Czy mają strzelić sobie w łeb, po to, by zgadzał się czyjś bilans zysków i strat?
Nie sądzę.
Chcą przecież tylko żyć i mieć swój kawałek rzeczywistości. Bez sztucznych barwników propagandy, ale także bez protez sprawiedliwości.
Sprawiedliwość. Trudne słowo.
Z racji swoich poglądów i zainteresowań wykorzystuję bez przesady prawie każdą okazję, by zdobywać wiedzę na temat warunków pracy i płacy ludzi mi podobnych i choć to mało oryginalne stwierdzenie, zawsze, gdy już myślę, że wszystko widziałem ktoś robi mi niespodziankę.
Czy uwierzyłbym kiedyś, że można być portierem na umowę o dzieło? Można! Czy dałbym wiarę, że mogą za tą samą pracę (razem) dostawać dwie osoby pensję różną od siebie o czterysta złotych? Mogą! Przy czym ta wyższa to circa tysiąc netto. Czy wreszcie (a to tylko garstka z mojej „bazy danych”) nie uznałbym za przesadę stwierdzenia, że można pracować półtorej godziny na litrową butelkę Coli?
I wierzyć w ideały…
Można.
Kolejny paradoks. Większość z tych, których warunki pracy i płacy naruszają już nie kodeksy, a o mało co prawa człowieka, mimo tego wykonuje swoje obowiązki uczciwie, bo im zależy, bo wierzą, że jednak ktoś ich kiedyś doceni. Nawet, jeżeli nigdy nie zdobędą matury, że o czymkolwiek większym nie wspomnę.
Tyle szklanych domów buduje się ostatnimi czasy dosłownie i w przenośni, a tak nie dba o ich fundamenty…
O to, by umowne dno, skoro już jest, a każdy wie, że jakieś musi być, miało jedną równą i jednakową powierzchnię, która nie różni się niczym w żadnym swoim centymetrze.
I z której każdego centymetra tak samo łatwo jest dojść do schodów w górę.
Nikt przecież kładąc się spać nie wie, który ich koniec napotka przed sobą otwierając rano oczy…
----------------------
Zamieszczony powyżej obraz jest zrzutem ekranu z wynikami ze strony google.pl po wpisaniu frazy "Polska to" i w żadnej mierze nie odzwierciedla poglądów autora bloga.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.
U co z tego, że rozumiem, co piszesz i popieram?:) Nic, jest było i będzie wszystko do góry nogami, żal...serce ściska:). Kraj absurdu, niemocy, przepychanek, kolesiostwa. Zawału mozna dostać i tyle:). kunegunda
OdpowiedzUsuńA po zawale (którego nikomu nie życzę) co? Twarde lądowanie na rencie na przykład. Polska nie jest krajem absurdu i kolesiostwa, Polska jest krajem przyzwolenia na nazwijmy to "korygowanie rzeczywistości". I o tym trzeba mówić, pisać, z tym należy walczyć. A kto nie czuje się na siłach do wojaczki niech przynajmniej ośmiesza. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoze tylko do poczatku postu... Nie chodzi o to czy slawny "Miro" mial racje mowiac ze Polska to dziki kraj czy jej nie mial... Po prostu on jest jednym z tych ktorzy ten system budowali, wspierali i czerpali z niego korzysci wiec jemu swojego dziela krytykowac chyba nie wypada.
OdpowiedzUsuńDarek
Każdy z nas po trosze toto wszystko dookoła buduje i zapewne każdy też ma prawo krytykować, byle z sensem. Mnie akurat autentycznie wkurzyło robienie z jednego zdania prawie dramatu narodowego. Pal licho kto je wygłosił i kim jest. Czy nie ważniejsze jest to, CO SPOWODOWAŁO taką jego (albo Pana czy moją) reakcję? Istota problemu, nie szyk zdania czy status je wygłaszającego.
OdpowiedzUsuńA jednak pozwole sie nie zgodzic ze obojetnym jest kto wyglosil owo zdanie. Moze wyraze to mocniej - czy bylby wiarygodny Lenin gdyby krytykowal komunizm ? A juz inaczej ta krytyka zabrzmialaby w ustach dajmy na to wieznia gulagu. Chodzi o to ze w Panu Mirku szczerosc wzbudzilo dopiero widmo odsuniecia od koryta bo wczesniej jak najbardziej uwazal III RP za kraj cywilizowany.
OdpowiedzUsuńAle moze nie ma o co sie spierac bo skala dranstwa jakie jest wokol po prostu poraza. I tu solidaryzuje sie z Panskimi tekstami i dzialaniami.
Darek
Lenin krytykował komunizm w pewnym sensie, np. w swoim testamencie, gdy stwierdzał, że Stalin i jego metody przyniosą partii szkodę. To tak półżartem. Oczywiście opinia Lenina o Stalinie ma dla większości mniejsze znaczenie niż np. opinia Sołżenicyna, ale jednak na jakimś poziomie zdania te są ze sobą zbieżne. Podobnie tutaj. Owszem, pan Drzewiecki jest postacią kontrowersyjną, ale to nie określa raz na zawsze jego wiarygodności czy tym bardziej sensowności wypowiedzi. Użyłem go zresztą tylko jako przykładu dla wykazania jak bardzo "establishment" bolą słowa, a jak mało codzienność.
OdpowiedzUsuńI z tym ostatnim stwierdzeniem moge sie w pelni zgodzic...
OdpowiedzUsuńA swoja droga jesli zadajemy sobie pytanie dlacego instytucje powolane do obrony naszych praw, nie wywiazuja sie z tego zadania to czy nie wypada wspomniec o powiedzeniu ze jak nie wiadomo o co chodzi to...
Darek
...pieniądze? Być może tak, ale nie zawsze. Czasem jest to tylko strach przed samodzielnym myśleniem, przed ruszaniem pewnych tematów, o których się wie, że wywołają lawinę itp. Przed wychyleniem się generalnie. Tylko ile jest warte życie przeżyte od kołyski po grób w ukłonie? ;)
OdpowiedzUsuńDo tej listy strachow dodam strach byc moze najwiekszy - o zycie. Jakos jestem w stanie wyobrazic sobie co mogloby przytrafic sie osobie ktora realnie zagrozilaby wielomilionowym zyskom czerpanym z wyzyskiwania ludzi. Wszak przyklady i to w nieodleglej historii juz byly...
OdpowiedzUsuńAle zeby nie tak pesymistycznie to powiem ze jakas nadzieje widze w Uni Europejskiej. Pewne standarty w koncu zostana na Polsce wymuszone i kto wie czy wreszcie ta armia wyzyskiwanych ludzi pewnego dnia nie zacznie godnie zyc.
Darek
Zdaje się, że jesteśmy w UE, a mechanizmy jakby... zatarte, bo nie ruszają naszych "biznesmenów".
OdpowiedzUsuńProszę poszperać w internecie i dowiedzieć się kim jest mój pożal się Boże pracodawca z tekstu "Powiększenie" i "Powiększenie II", a zrozumie Pan mój sarkazm...
Przyznaję Ci mojego prywatnego Pulitzera za ten tekst, Szanowny Portierze.
OdpowiedzUsuńBoeuf Strogonow byłby bardziej przydatny, ale dziekuję oczywiscie ;)
OdpowiedzUsuń