Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


wtorek, 6 grudnia 2011

Spotkałem prawdziwego Mikołaja

Szuuu…
Po raz kolejny zimne igiełki wbijają mi się w skórę. Wirują na wietrze połyskując jak brokat i znów powracają.

Szuuu…

Oto jest zima Anno Domini 1995. Taka prawdziwa, z zaspami, lodem na chodnikach, soplami i festiwalem czapek uszanek. Mróz, wiatr i prawie zmrok już po piętnastej. Ale na czerwonych z zimna twarzach mijanych przeze mnie ludzi i tak plączą się uśmiechy. Wkrótce przecież Święta.

Kolorowe reklamy w witrynach sklepów zachęcają do zakupów, na pakach ciężarówek leżą stosy choinek, a dzieciarnia przykleja nosy do szyb wypatrując wymarzonych prezentów.

Nie lubię ich wszystkich. Za ten uśmiech. Za to, że nie przeszkadza im zimno. Za to, że mają cel. Za te pakunki pod pachami. Nie lubię i już.

Idę do sądu pracy. Idę, bo nie mam nawet na bilet. Właśnie po grubej awanturze zakończyłem pracę u człowieka, który przez ponad dwa miesiące zatrudniał mnie od świtu do zmroku, a nie zapłacił ani złotówki. Bo materiały, po przelew opóźniony, bo coś tam…

Nie mam grosza przy duszy, a oni tu się uśmiechają do tych swoich głupich choinek i paczuszek. Jakie święta? Nie ma świąt!

Szuuu…

-Wszystkiego najlepszego!
-Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia! Tuż przed moim nosem pojawia się czerwona rękawica pełna cukierków.
Mikołaj.
-No proszę, to dobre cukierki! – śmieje się widząc moją minę.

Sięgam po kilka.
-Dzię… Dziękuję…

-Hu hu hu! Wesołych Świąt! – tubalnym głosem woła już nie wiem, do mnie, czy kolejnych przechodniów. Stoję na środku chodnika i ściskam w garści słodycze jakbym znów był małym chłopcem. Wiatr nagle przycichł. Jest inaczej.
Odpakowuję wreszcie jeden z cukierków i wkładam do ust.

Słodycz.
Po raz pierwszy od wielu dni zdobywam się na uśmiech.

Spotkałem Mikołaja!

To nieważne, że na plecach miał reklamę jakiegoś banku, to nieważne, że te same słowa i takie same cukierki trafiły wcześniej i później do dziesiątek innych ludzi idących ulicą Jagiellońską. Dla mnie on był prawdziwy, bo akurat wtedy potrzebowałem go jak nikogo. I przybył. Ten jeden jedyny raz w życiu.

Kilka tygodni później znalazłem nową pracę. Na wiele długich lat. Najlepszą, jaką miałem w życiu.

Myślę, że On szepnął tam za mną dobre słówko, skoro od tego spotkania wszystko zmieniło się na lepsze.


9 komentarzy:

  1. To jest piękna historia mój drogi :-) Na prawdę wzruszająca. Ja niestety spotykam tylko Mikołajów z ulotkami i tandetną sztuczną brodą. Ależ Ci zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Portier (którego na własnym blogu nie logują!!!)6 grudnia 2011 21:30

    Patka marzycielka ;) Taką Cię właśnie lubię.
    W tandetnym świecie trzeba szukać prawdziwych ludzi, w tym również Mikołajów of kors ;)

    Swoją drogą już czuję ile głupich maili ze spamerskimi pseudo życzeniami dostanę przed Świętami od firm w których robiłem zakupy na Allegro...
    Brr...

    OdpowiedzUsuń
  3. Za dużo widać byłoby szczęścia, gdybym zawsze mogła komentować na Twoim blogu...

    [Wpis przesłany mailem - tak też można - dop. Portiera]

    Mam chyba oczy w bardzo mokrym miejscu, bo Twój post zruszył mnie do łez. A może to splot wielu okoliczności, nieważne. Do mnie niespodziewanie też w tym roku przyszedł Święty... Powiesił na płocie w foliowej torbie, (żeby nia przemokła, pruszył przecież snieg) książkę z napisem "Dla Anuli". Wiedziałam, że nikt mnie w tym roku nawet najmniejszym drobiazgiem nie obdaruje, a tu taka niespodzianka... Pozdrawiam

    --
    Anna S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam wolę cukierki ;)) Tak naprawdę, to jedna z niewielu korzyści z bycia dorosłym.

    Ale przyznam się, że też dostałem mikołajowy prezent ksiązkowy od... Lasów Państwowych (wkrótce o tym napiszę) i wcale nie poczułem się przy tym jak łoś:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co prawda mój Mikołaj ,już dawno temu zaopiekował się mną na stałe ,ale małe coś niecoś dla pewności ,że jest i nadal czuwa byłoby miłe. A może znów zobaczę ten śliczny czerwony kawałek płaszcza Mikołajowego z dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ktoś mądry powiedział "Nie mów mi co, ale jak widziałeś" i to chyba jest przepis najlepszy na czary, Mikołaja i w ogóle odrobinę bajkowości w codzienności.

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutna, ale i optymistyczna zarazem opowieść. Piękna i wzruszająca jak w świątecznych filmach Walta Disneya.

      Myślę, że cukierek był zaczarowany, bo spowodował, że się uśmiechnąłeś. :) Ten uśmiech bezszelestnie wciągnął Cię w świat optymizmu i dlatego od tego momentu wszystko zaczęło zmieniać się u Ciebie na lepsze.
      A tak całkiem serio, to myślę, że po prostu uwierzyłeś, że świat się jeszcze nie skończył, że życie może mieć smak cukierka i warte jest, by o nie trochę powalczyć. Wszystko więc zawdzięczasz sobie.
      Nie wierzę w Mikołaje, tym bardziej święte, ale też ulegam ich czarowi i magii świątecznej. Ślę Ci uśmiech na dzień dobry i pięknego dnia życzę.

      Usuń
    2. Cóż, wtedy miałem naprawdę kiepski okres. Pracowałem od świtu do zmroku u gościa, który ciągle nie miał mi czym płacić. Raz, bo musiał kupić materiał, następnym razem, bo przelew się spóźnił itd. W efekcie pracując nie miałem po jakimś czasie nawet na chleb...

      I swoistą puentą tego niech będzie fakt, że skierował mnie do niego Urząd Pracy!

      Mikołaj, cukierek, uśmiech, czy ja wiem jak to nazwać jednoznacznie? Nadzieja to zbyt mocne słowo. To była chwila ulgi w walce o przetrwanie. Jak błysk słońca zza chmur.

      A potem w styczniu ta najlepsza praca. Gdyby mi wtedy ktos powiedział o moim dzisiejszym zajęciu i płacy za nie kazałbym mu się leczyć. Tak. Życie płata czasem różne figle...

      "Odpozdrawywuję" Ci również ;))

      Usuń
    3. Po raz wtóry przeczytałam to Twoje mikołajowe opowiadanie. Potrzebowałam tego, tak jak potrzebowałabym w tej chwili spotkać takiego prawdziwego Mikołaja, chociaż w niego nie wierzę. Może pomógłby mi, podobnie jak wtedy Tobie ...? :)

      Mój, cechujący mnie odkąd pamiętam, optymizm gdzieś się ostatnio zawieruszył i nie odpowiada na moje wołanie. Nie będę kryła, że bez niego nie jest mi łatwo.

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.