Kupiłem se wideło.
Rily, siur, of kors.
To było silniejsze ode mnie, jak to mawiał mój kolega po trzeciej butelce. Po prawie dziesięciu latach od wywalenia na śmietnik stareńkiego magnetowidu i rozdania/rozprzedania kolekcji około 50 kaset, przyzwyczajenie okazało się drugą naturą. Mam go! Yuahaaaaaa!!! ;)
Nie żebym tęsknił za czyszczeniem głowic spirytusem czy wyłapywaniem kolejnych drop-outów (ręka w górę, kto wie, co to?) na taśmie marki noname, ale zaczadziło mnie zaglądanie w „zakazane” (przez zdrowy rozsądek) rejony Allegro. Najpierw tygodniami tylko sobie zwiedzałem i usiłowałem przypomnieć dawne nazwy, super ekstra ważne i nowoczesne funkcje oraz ceny tych cudeniek, a potem… Potem tak zapragnąłem znów usłyszeć dźwięk przewijanej taśmy, że postanowiłem kupić coś, dzięki czemu dotknę przeszłości raz jeszcze.
Poza książkami, dział magnetowidów i taśm jest jednym z niewielu w którym nie muszę się za mocno ograniczać finansowo, a dzięki temu jest mi tym bardziej miły. Więc cóż? Stanęło na tym, że kupię sobie magnetowid „do zabawy”, podobnie jak niektórzy nie wiedzieć po co spędzają godziny na instalowaniu na jakimś złomie Windowsa 95 z dyskietek, tylko po to, żeby zobaczyć „jak to tam było”.
Z początkiem lat 90, gdy euforia video osiągnęła w naszym kraju apogeum, byłem jak mi się wydaje bardzo dobrze zorientowany w temacie. Czytałem przeróżne miesięczniki, zbierałem reklamy, pomagałem dobierać sprzęt znajomym, a potem na kartkach w kratkę ładnie rysowałem im „instrukcje obsługi” np. pilota do telewizora czy właśnie „widea”. Szkoda, że nie zostawiłem sobie na pamiątkę któregoś z takich rysuneczków…
W tamtym czasie sprzętem high end (z przymrużeniem oka rzecz jasna) był dla szarego Kowalskiego magnetowid czterogłowicowy. I tyle. I już. O dźwięku stereo czy funkcji longplay nikt prawie nie słyszał, a gdyby nawet, to po co mu one były, skoro kasety nigdy nie były drogie, a telewizja nadawała monofonicznie?
I teraz nawet przy założeniu, że kupuję coś nie do faktycznego użytkowania, a dla rozrywki i chwili wzruszeń technologicznych powstaje pytanie: czym się kierować? Cokolwiek wybiorę i tak będzie przestarzałe, to jasne. Trzeba więc znaleźć kompromis pomiędzy wiekiem, ceną i możliwościami.
Gdybym miał zbędne parę tysięcy (a nie mam) to najprawdopodobniej walnąłbym sobie JVC w standardzie Digital VHS, czyli cudo, o którego dziwnych możliwościach już kiedyś wspominałem. Dość powiedzieć, że wysiada toto dopiero w zetknięciu z Blu-ray’em, bo DVD bije jakością obrazu i dźwięku bezproblemowo.
Tak… Bądźmy realistami.
Ale to tak jakby prosić o umiar alkoholika zamkniętego na noc w monopolowym…
No to może S-VHS? Kiedyś grube tysiące (czy miliony), a dziś można kupić i za 200 i za 150 zł. Ale po co? Jakość jest gorsza od DVD, a i tak osiągalna tylko przy użyciu odpowiednich kaset, których cena nawet dziś jest zaporowa biorąc pod uwagę efekt końcowy. Skromnie licząc trzy, cztery dychy za sztukę. Nie nada.
Wracamy do punktu wyjścia.
VHS. Wrrr... Aż czuję mrówki na plecach :)
Ale jaki?
Stary gruchot z 1992 roku za 25 zł? No klimat by był, to pewne, ale z drugiej strony w jakim to musi być stanie po blisko dwóch dekadach? Jak polonez po dwóch zimach na parkingu…
No to może combo?
Takie cosik łączące odtwarzacz DVD/DivX z magnetowidem? Tylko że DVD to ja mam w formie nagrywarki, a tu ma być zabawka. Czyli odpowiedź jest prosta. Trzeba szukać schyłkowego, aczkolwiek tradycyjnego w miarę możliwości magnetowidu solo.
No to już patrzymy. Ceny czegoś takiego, oczywiście działającego i z pilotem (jak bez pilota, to wiadomo, że z wystawki w Bundesrepublik) wahają się między 30 a 130 zł. No dobrze.
Oglądam zatem dzień, tydzień, drugi tydzień i jakoś nie mogę się zdecydować. A to cena za wysoka, a to stan podejrzany, a to „nietestowany” czyli zepsuty na mur beton i w sumie zawsze czegoś brakuje. Aż pewnego dnia…
Aukcja kończy się za 3 godziny. Nikt nie licytuje (co wcale nie jest normalne, nawet w takim dziale), stan w zasadzie idealny, rocznik 2006, pierwszy właściciel, parametry jak marzenie i cena… 29 pe el enów.
Dwadzieścia dziewięć złotych!
Biere go! Pakujta, nie czekajta!
Licytuję.
Nic, tylko to minimum. Prawie półżartem. Gdzieś obok taki sam innej marki dobija właśnie za sprawą szóstego allegrowicza do 110 złotych… Nie ma szans, by tu nie ruszyło.
Ale właśnie że nie rusza!
O dziewiętnastej zero dziewięć roku pamiętnego staję się za cenę kilograma dobrych cukierków nowym właścicielem sprzętu, za który w roku powiedzmy 1995 płaciłbym raty dwa lata… A i to nie całkiem, bo wtedy nawet go jeszcze nie projektowali.
Ha!
Po trzech dniach odbieram malutką paczkę. Malutką, LEKKĄ paczkę. Szok.
Z wszelkimi wypełnieniami i podwójnym kartonem raptem cztery kilo. Jak sobie wspomnę mojego Sonic’a z 1991, którym można było bezproblemowo zabić dorosłego tyranozaura…
I oto jest. Mały, patrząc z góry mniejszy od większości odtwarzaczy DVD. Patrząc z przodu – mniejszy od najmniejszego jakie istniały „w moich czasach”. Biorąc zaś pod uwagę funkcje i możliwości – o niebo lepszy niż najlepsze z jakimi się stykałem do plus minus 2001 roku.
Ten egz. nie jest mój - ja mam z oryginalnym pilotem - w końcu za coś płacę, nie?
A więc tak. Mamy sześć głowic (tak się pisze, ale to zestaw 4 video plus 2 audio), tryb LP (do ośmiu godzin na kasecie E240, podczas gdy moja nagrywarka na DVD upycha tylko sześć), dźwięk hi-fi stereo, menu ekranowe na kształt systemu operacyjnego Amigi 500 :) i cichutki, jednak niesamowicie szybki mechanizm na dodatek. Za niecałe trzy dychy!
Po co mi to?
Nie wiem. Pozbyłem się analogów dosyć dawno, myślę, że zgodnie z „terminarzem” reszty świata. Od 1999 roku nie korzystam z analogowej telewizji, od 2000 z kaset audio, a od 2001 video. Chyba nieźle, ale za bardzo jak się okazuje radykalnie. Posprzedawałem pamiątki przeszłości i zostałem z tym, co niby współczesne, ale jakieś bezduszne ;)
Mam nadzieję, że takie rozważania nie doprowadzą mnie do zakupu któregoś dnia magnetofonu! Tfu! Odpukać!
Kurcze…
Commando z Arnoldzikiem ;) za 4 zł widziałem, a czteropak z Obcym za 20…
Tylko nie klikać, nie klikać, nie…
Nieeeeeee!!!
:)
mój mąż też szuka tego czegoś
OdpowiedzUsuńCzyli? Wspomnień zaklętych w układach scalonych? ;)
OdpowiedzUsuńJa to nawet nie szukam, ja to mam hopla na tym punkcie :))
No, maniak! ;D
OdpowiedzUsuńdziś miałam to samo. mam moralniaka. może taki dzień? ;DDD
OdpowiedzUsuńNo co Wy? Wszystkieście ;) se wideła pokupowały?
OdpowiedzUsuńNawet w szaleństwie nie można być na tym świecie oryginalnym ;)
A tak poważnie, to trzeba czasem zrobić coś bzdurnego, tylko dlatego, że mamy taką ochotę. Dla jednego to będzie magnetowid, a dla innego bombonierka zjedzona solo. No i cóż? Tyle naszego na tej Ziemi.
Kurcze, ja tez mam w domu wideo! Od dawna nie dziala, a porzadki w domu robilam juz razy kilkanascie i mimo wszystko nie jestem w stanie go wyrzucic!
OdpowiedzUsuńPoza tym uwielbiam Portierze Ciebie i te Twoje slabosci :))) az sama sie usmiecham do siebie jak to czytam!
PS. Pozdrawiam Cie z prawdziwej polskiej wsi ;)
@Patkowa: Tak mi mów to sobie zaraz kupię drugi i zacznę kopiować Szklaną Pułapkę albo inną Akademię Policyjną, a potem wezmę stolik, kartonik i stanę z tym na targu. Zobaczymy czy pierwsza będzie policja czy pogotowie :D
OdpowiedzUsuńSłabości, powiadasz? No jak można nie przygarnąć porzuconego laptopa z 94 roku albo czegoś podobnego? Byłbym bez serca! ;)
Ale tak na poważnie, to można sobie żartować, a ja uratowałem od złomowania absolutnie sprawną drukarkę do której za komplet (!!!) tuszy płacę jakieś cztery pięćdziesiąt. I co? Kto ma taką?
Pozdrawiam i ja Ciebie z zadymionej metropolii ślaskiej.
Przypomniałem sobie, jak z kolegą wsiadaliśmy na rowery i jazda - do wypożyczalni. Zrzuta na kasetę i oglądać - do kolegi. Ja (czytaj - moi rodzice) się wideła nie dorobili. Czasami kaseta nie przewinięta po poprzednim wypożyczającym, choć obowiązek przewijania był. Czasami chodzić nie chciała... Ale wrażenia były. Oj - to całe 'kino akcji' - Arnold i 'Szklane pułapki', i inne cuda.
OdpowiedzUsuńLata dziewięćdziesiąte ubiegłego stulecia. Brzmi, jakbym był stary...
Starość jak z tego wynika jest rzeczą względną ;)
OdpowiedzUsuńMam dokładnie takie same doświadczenia.
A najbardziej mi żal... winylowych płyt;)
OdpowiedzUsuńA u mnie jest tego nieużywanego badziewia co niemiara, i wszystko działa, lecz nikomu nie chce się z tego korzystać.
OdpowiedzUsuńPowiem tak- dla mnie, kobiety w średnim wieku (oględnie rzecz ujmując...;) ), video- obok telefonu komórkowego- to największy, najbardziej rewolucyjny i spektakularny wynalazek "naszych czasów"..No ale ja jestem maniaczką filmów...Więc pewnie mój entuzjazm się "nie liczy"..;). Pozdrawiam:). JM
OdpowiedzUsuń@Nivejka: Biorąc pod uwagę, że istnieją piosenki których mogę słuchać w kółko i robię to od ćwierć wieku, to stanowczo płyta gramofonowa nie jest medium dla mnie. ;)
OdpowiedzUsuńMiałem, a jakże, ale ledwie kilka miesięcy jakiegoś tam Camping'a czy cóś. I oczywiście singiel 2+1 "Video", który wtedy leżał w każdej księgarni...
"Gry video - wzrost napięcia/ja wygrywam/ty odeszłaś/zdążyć na czas...
Chciałbym płynnym być kryształem/białym błyskiem na ekranie./Zdążyć..."
@Anna S.: Rób paczkę, a ja już lecę na pocztę :)
@J.M: Obejrzałem sobie właśnie z mojego nowego wideła ;) "Linię życia", której nie udało mi się zobaczyć w 1990 roku. I wiem jedno. W telewizji by mi się nie chciało, a z nagrywarki by mi "nie smakowało". A tu proszę. Się nagrało, się obejrzało i się... nastraszyło :))
Pozdrowienia