Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


niedziela, 12 grudnia 2010

Rififi po sześćdziesiątce

Są takie miejsca, w których czas nie istnieje. Jednym z nich jest moja portiernia.

Proszę sobie wyobrazić brudnoszarą, niegdyś zapewne pomarańczową (!!!) boazerię, niesprawny od lat zegar, zaplombowaną gablotkę z kluczami do hal i budynków, które buldożery zamieniły w kupę gruzu dekadę temu i wiszące na ścianie „ważne numery telefonów” z Milicją Obywatelską na pierwszym miejscu…

Pełny oldskul.

I teraz w takiej scenerii dwóch (nie bójmy się tego słowa) cieciów na granicy rękoczynów, wałkujących podniesionym głosem kwestię „mieć czy być”. Zaśnieżoną nocą na peryferiach miasta i życia. O wpół do czwartej dokładnie! Niewiarygodne? Owszem, a jednak prawdziwe.

Zaczęło się od zwykłej rozmowy na temat układu dyżurów w święta i jego wpływu na nasze plany. Od słowa do słowa doszliśmy do sprawy jednego z kolegów, którego z przyczyn rodzinnych raczej Boże Narodzenie nie cieszy i wtedy mój współtowarzysz wyraził jakże odkrywczą myśl:
-A po co mu żona w święta albo dzieci? Żeby łazili za uszami? Tak ma chłop święty spokój. Kupi se wódeczkę, odpocznie, zje dobry obiad w restauracji…
-A może jemu nie o dobry obiad chodzi, ale o to, żeby mieć z kim usiąść przy tym stole, tak samo jak rok temu? – odpowiedziałem czując jak szybko rośnie mi ciśnienie.
-Co? Ty chyba życia  nie znasz! Jak ma kasę, to se znajdzie taką babkę na święta, że palce lizać i co mu po żonie? Lokal, rozumiesz… Dobre jedzonko…
-Ale to mu rodziny nie zastąpi!
-Rodzina! Coś ty taki dziwny? Pójdzie do lokalu, zabawi się albo wyjedzie na sylwestra do Paryża… Byłeś kiedy w Paryżu?
-Nie!
-No widzisz. Tak że nie ma co rozpaczać.
-Ale ja mówię o świętach, o rodzinie, o atmosferze, a nie o kasie!
-Ja też o świętach!
-Nie. O pieniądzach. A pieniądze to nie jest najważniejsza rzecz na świecie!
-Nie? A co niby?
-Ku…! – nie wytrzymałem – Co by mi było po świętach z kimś, kogo KUPIŁEM?
-A co ty pierd… – rozmówca wyraźnie się rozkręcił – Zabawi się, potańczy, napije i też ma święta.

I tak do oporu. Całości nie ma sensu cytować.

Zgadza się. Jestem idealistą, choć wcale nie nazwałbym tak sam siebie. Uważam, że pieniądze są ważne, są też środkiem do celu, którym może być lepsze życie i nie ma w tym niczego niestosownego, ale gdy stają się tylko celem, stają się też chorobą. Na taką chorobę cierpi przypuszczalnie ów pan, w którego towarzystwie przyszło mi spędzić ten dyżur.

Nie chciałbym, żeby ten post brzmiał jak donos, nie w tym rzecz, ale myśląc nad naszą nocną dyskusją przeanalizowałem rozmowy z pozostałymi kolegami z obiektu, na którym pracuję.  Jest nas razem jedenastu. Gdyby sprawa miała się tak, że nie dogaduję się z żadnym lub z większością, to uznałbym bez bicia, że wina jest po mojej stronie, ale skoro z dziesiątki wojuję tylko z jednym…

Jest w człowieku coś takiego, że gdy wierzy w coś, co jest dla niego ważne, a spotyka na swojej drodze kogoś myślącego radykalnie inaczej, to jakoś automatycznie i jego poglądy się „stroszą”, stają bliższe jakiemuś ekstremum. Podobnie było tej nocy chyba i z nami.

Pan, o którym tu wspominam przy dosłownie każdej okazji opowiada mi o swoich pieniądzach. We wszystkich konfiguracjach. O podwyżce w firmie, o waloryzacji emerytur, o cenach alkoholu, ubrań, wczasów itd. Nawet, gdy już nie wytrzymałem i grzecznie poprosiłem go o zmianę tematu pokazał mi swój złoty zegarek…

Wszystkie argumenty, jakie mam na taką wizję świata zabrzmiałyby tu bardziej staffowsko niż realistycznie, więc zachowam je tym razem dla siebie, ale przyznam się, że przestraszyłem się tego człowieka.

On wierzy w to, co mówi.

8 komentarzy:

  1. Spodobała mi się wizja Paryża i wódeczki, a co tam - nawet z kobietą; niestety będzie tylko ten cholerny kompot śliwkowy ;P
    Różne priorytety bywają, do jednych się przyznajemy, do innych nie i tak to się kręci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Początkiem rozwoju małpoluda zwanego człowiekiem jest fascynacja dobrem materialnym. Im dalej w las, tym potrzeby duchowe biorą górę nad materialnymi. Proponuję tego kolegę tak odbierać. Przecież nie będziesz się z nim bił, z tego powodu, że myśli i traktuje życie i ludzi jak jaskiniowiec.;)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Doro & Akemi: Pewnie macie rację, ale fizycznie prawie boli mnie uświadamianie, że stawiając (w przenośni, jako pewien system wartości) np. rodzinne święta przy "kompocie śliwkowym" ponad "wódeczkę w Paryżu" mam się czuć dziwnie. To on powinien się tak czuć!

    Jeżeli z człowieka po "odjęciu" dóbr materialnych nie miałoby zostać nic, to co to za człowiek? Małpa z brzytwą? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak! Bo co innego? Mało takich chadza po planecie Ziemia?;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, szczerze powiedziawszy to tej rozmowy nie można nazwać dyskusją, raczej dwoma monologami następującymi w tym samym czasie. :-)
    Nie wiem jak jest u Ciebie (a może powinnam mówić - Pana?) z tymi sprawami, ale kiedy ktoś tak zawzięcie broni swoich poglądów radykalnie różniących się od moich denerwuje mnie to. Jestem osobą otwartą i uwielbiam toczyć emocjonujące dyskusje, ale nie cierpię głupoty, niczym nie podpartych, beznadziejnych argumentów. grrr!

    OdpowiedzUsuń
  6. Błagam, tylko nie "Pana"!!! ;) Wbrew tytułowi posta mam ciągle jeszcze duuuuużo mniej lat.

    Ależ ja też uwielbiam dyskusje, nawet te zażarte, ale jednak musi być w dyskutujących jakieś minimum pola wspólnego, coś na czym mogą zacząć BUDOWAĆ, bo inaczej mamy typowy groch o scianę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadza się. I przede wszystkim musi być otwartość na poglądy innych, a nie takie 'Ty sobie gadaj, a ja swoje wiem'. Ech, współczuję CI takiego współpracownika!

    OdpowiedzUsuń
  8. A jest czego współczuć, oj jest, bo razem spędzamy Sylwestra w pracy...

    Muszę wziąć relanium z domu. Albo dla niego, albo dla mnie.

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.